Jak się rozwieść i nie stracić wszystkich pieniędzy?

Rozwód to nigdy nie jest proste rozwiązanie i zawsze budzi mnóstwo złych emocji. Nie ma w tym nic zaskakującego: ludzie, którzy razem żyli, być może kochali się i przez kilka, a nawet kilkanaście lat prowadzili wspólne gospodarstwo, podejmują decyzję, że od dziś będą żyć na własny rachunek. To nie może być łatwe, a jeśli do tego jeszcze dochodzi podział majątku i groźba, że jedno z partnerów będzie musiało radykalnie zmienić swoje życie… Nie to niełatwe. Jak załatwić sprawę szybko i bezboleśnie?


Wspólnota majątkowa


Prawo jest w tej materii jasne. Z chwilą zawarcia małżeństwa para wstępuje na wspólną drogę życia, także pod względem finansowym. Od tej pory wszystko, co zarobią małżonkowie wpada do wspólnego worka. Razem gromadzimy oszczędności, opłacamy rachunki, utrzymujemy dom i jest zupełnie nieistotne czy obydwoje zajmujemy się pracą zarobkową, czy np. jedno z nas nie pracuje zawodowo, bo zostało w domu, aby opiekować się dziećmi. Na majątek wspólny składają się wszelkie dochody: z pracy zarobkowej, działalności gospodarczej, świadczeń socjalnych, a także dochody z majątku wspólnego. Oznacza to, że jeśli zyskujemy czynsz z tytułu najmu mieszkania czy dywidendy od akcji to dochód ten także stanowi majątek wspólny.


Czy coś jest moje, czy wszystko „nasze”?


Istnieje pojęcie majątku osobistego, który nie jest włączany automatycznie do tego wspólnego. To wszystko to, co nabyliśmy przed zawarciem małżeństwa oraz to, co otrzymaliśmy, już będąc w związku, ale jako wyłączną własność, chyba że darczyńca zaznaczy inaczej. To także odszkodowania czy zadośćuczynienia, które otrzymaliśmy np. z tytułu utraty zdrowia. Wreszcie jeszcze jedno: to wszystko, co zarobiliśmy dzięki osobistej działalności np. twórczej czy jako nagrodę za indywidualne osiągniecia.


Rozróżnienie nie jest łatwe


Teoretycznie, kiedy rozpisujemy te poszczególne punkty, wszystko wydaje nam się oczywiste. Wiemy przecież, że jedno z małżonków miało przed zawarciem ślubu mieszkanie, a drugie nowy samochód. Mamy też świadomość, ile partner zarobił tylko dlatego, że jest wynalazcą i sprzedał patenty na swoje prace, a ile nagród za osobiste osiągnięcia w pracy otrzymała partnerka. Tylko, że to teoria, bo po pierwsze po latach często te sumy zacierają się w naszej pamięci, a dodatkowo w grę wchodzi zjawisko surogacji. To zastąpienie jednego majątku drugim. Weźmy naszą przykładową parę, która zaraz po ślubie postanowiła sprzedać posiadane przez jedno z partnerów mieszkania i samochód, będący własnością drugiego, po to, by za wspólne pieniądze kupić razem mieszkanie. To właśnie przez surogacje, sprawa nieco się komplikuje prawda?


A jeśli nie chce się dzielić?


Jest forma, która może nas uchronić przed wspólnotą. To intercyza, która wprowadza rozdzielność majątkową w małżeństwie. W Polsce to mało popularny dokument, co sprawia, że nie każdy wie, że wcale nie trzeba dogadywać się przed zawarciem małżeństwa, a równie dobrze podzielić majątek można w czasie jego trwania. Co więcej, forma podziału jest za każdym razem ustalana indywidualnie i poszczególne składowe przypisujemy partnerom w ustalonej przez nich proporcji. Naprawdę często lepiej jest dojść do porozumienia wcześniej, jeszcze zanim konflikt zacznie narastać.


Polubownie, a nie w sądzie


Walka „na noże” bardzo często prowadzi do sytuacji, w której decydujemy się na podział majątku w sądzie, a to proces długi i kosztowny, bo w wielu przypadkach sąd powoła biegłych do wyceny naszego majątku, a to my opłacimy ich honoraria. Wcale nie jest też powiedziane, że podział zostanie przez nas zaakceptowany, bo będziemy jeszcze musieli udowodnić, jaki wkład włożyliśmy w gromadzenie majątku. Nie dość na tym, sad dzieli tylko aktywa, a nie zajmuje się podziałem naszych zobowiązań, nadal więc będziemy musieli polubownie dogadać się, co do spłaty kredytów. Może to nie być proste, dlatego lepiej zacząć od porozumienia spisanego przed notariuszem. Zwłaszcza że, nie zapominajmy: sprawy tego typu nie ulegają przedawnieniu.